Geometria raz jeszcze
Mam dziś bardzo dużo do powiedzenia, ale nie wiem jak to zebrać w jedną wiadomość 😉
Dziś mam ten słabszy dzień, kiedy mój kręgosłup odmawia współpracy i naprawdę cieszę się, że mogę dać sobie czas na odpoczynek.
Drugą rzeczą, która mnie bardzo cieszy jest fakt, że nie mam nad sobą szefa/szefowej, która sprawdzałaby wyniki mojej pracy, bo mam za sobą kilka dni pracy, która nie przyniosła jakiegoś spektakularnego efektu, bo dużo rzeczy które zrobiłam, od razu sprułam. Wczoraj wypróbowywałam nowy wzór na liście. Pierwszy wyszedł poprawny, ale spontaniczny, drugi wyszedł krzywy, w trzecim od razu na początku źle wyliczyłam koraliki, czwarty robiłam ale zgubiłam oś symetrii i dopiero piąty wyszedł jako tako, choć wciąż nie do końca go rozumiem i na pewno będzie wymagał kolejnych prób. Dziś na zajęciach robiłam z grupą sześciobok i po 1- już po drodze bardzo się skręcał, ale robiłam do końca by sprawdzić czy po zszyciu się naprostuje (czasem w peyocie tak jest), po 2- nawet po zszyciu był skręcony, po 3- przy zszywaniu pękły koraliki, co spowodowało, że całość była do sprucia, bo porobiły się dziury. Myślę, że to skręcenie spowodowało prężenie i koraliki nie wytrzymały. Dwie godziny bez widocznego efektu. Bardzo celowo nie użyłam stwierdzenia, że “pracy na nic”, bo wbrew pozorom wiele mnie to nauczyło. Również tego, że błędy są lekcją, a nie porażką.
Czemu o tym mówię? Bo w necie pełno jest opowieści o sukcesach i jak się tak czyta, to można pomyśleć, że „życie innych jest takie lekkie i cudowne, tylko moje jakieś takie pod górkę”. Po stokroć nie! Czasem za sukcesem udanego projektu stoi wiele godzin mniej lub bardziej udanych prób i mniej lub bardziej widocznych efektów.
Ale, na deser pokażę coś, co zdecydowanie było udane. Jeszcze troszkę geometrii, którą powoli kończymy.